MATEUSZ KOLAD
02.06.1995 - 15.08.2012
Mateusz:
-wolontariusz,
-kibic „Widzewa” i żużlowego „Orła”
-uczestnik prac Młodzieżowej Rady Miasta,
-młody człowiek zafascynowany filozofią, zainteresowany historią, językiem włoskim i rosyjskim,
- perfekcjonista, na którego pomoc w sprzątaniu po zajęciach i robieniu zakupów można było zawsze liczyć, nawet gdy był ze mną w ostrym konflikcie,
- buntownik, który wchodził całym sobą w dyskusję, a jednocześnie potrafił z ciepłem
i delikatnością zadbać o kogoś słabszego czy zwierzę,
-ktoś, kto słuchał rapu i muzyki klasycznej,
-ktoś, dla kogo wartości takie jak: rodzina, przyjaźń, lojalność, sprawiedliwość, miłość i szacunek nie były pustymi słowami używanymi zwyczajowo od święta, tylko punktami odniesienia w poszukiwaniu sensu codzienności.
Te poszukiwania wiodły często wyboistymi ścieżkami, były trudne, czasem prowadziły na rozstaje dróg, blisko bezdroży. Mateusz jednak zawsze wracał na swoją ścieżkę. Czuło się w kontakcie z nim, że przede wszystkim CHCE BYĆ I JEST PRAWDZIWY.
Dlaczego tworząc Stowarzyszenie „Zostańmy Razem” nadaliśmy mu imię Mateusza Kolad? Spróbuję choć częściowo odpowiedzieć na to pytanie odwołując się do kilku konkretnych sytuacji, które widzę we wspomnieniach.
Mateusz i Paweł
Besiekierz 2012
Przechodząc koło Mateusza i Pawła mimowolnie usłyszałam, jak Mateusz nazywa ten wyjazd bardzo ważnym dla niego. Później rozmawiałam o tym z Mateuszem w Gdańsku. Powiedział, że znowu poczuł, że jest wolontariuszem. Satysfakcję przynosiła mu świadomość, że coraz lepiej potrafi zrozumieć i rozmawiać z człowiekiem, który choć mówi więcej niż niewyraźnie, ma do przkazania coś bardzo istotnego, ważnego. Lubił też chwile zwyczajne, gdy grali w szachy. Chciał, by spotykali się poza wolontariatem.
Mateusz czuł, że ta relacja jest dwustronna: wzajemnie się słuchali, byli w rozumieniu Mateusza naprawdę przyjaciółmi. Dla Mateusza wolontariat był spotkaniem z konkretnymi ludźmi, szansą na wzajemne wspieranie się: DAWANIE I BRANIE jednocześnie.
MY TEŻ TAK CHCEMY ROZUMIEĆ WOLONTARIAT: nie jest ważna etykietka „osoba
niepełnosprawna” i „wolontariusz”, ważne jest spotkanie konkretnych ludzi, tworzenie bezpiecznej przestrzeni, budowanie relacji ZAUFANIA. Mateusz i Paweł Mateusz i Paweł
Mateusz i marzenia Besiekierz 2010 Wieczorem, a właściwie w nocy po zajęciach braliśmy z Mateuszem psy i szliśmy na spacer. Mateusz opowiadał mi o Skrzynkach, miejscowości, która była dla niego magiczna. Mówił o swoich marzeniach, o zbudowaniu domu, założeniu kiedyś, w przyszłości, rodziny. Opowiadał tak, że po prostu widziałam ten dom w wyobraźni, mogłam prawie dotknąć jego ściany. Mateusz miał wój wewnętrzny, bogaty świat marzeń, chciałabym, ŻEBY NASZE STOWARZYSZENIE SZANOWAŁO MARZENIA INNYCH, INSPIROWAŁO, POMAGAŁO JE REALIZOWAĆ. Marzenia
Mateusz i radość Gdańsk 2012. W domku, w którym nocowaliśmy nie było wtedy światła. Wieczorem zapaliliśmy świeczkę. Wandzia dmuchała na płomień, starając się go zgasić, Mateusz zapalał, Wandzia znów gasiła - tak się bawili prawie przez godzinę. Oboje roześmiani, żadne nie rezygnowało, Mateusz nie wykazywał najmniejszego zniecierpliwienia. Potrafił uchwycić moment radości, dawał Wandzi mnóstwo ciepła, uwagi, poczucia
bezpieczeństwa; mówiła o nim „Przyjaciel”. Chciałabym, by nasze stowarzyszenie pomagało w dostrzeganiu i budowaniu drobnych CHWIL RADOŚCI, inspirowało do odnajdywania sensu w małych rzeczach. Z drobnych odruchów i gestów pomocy i przyjaźni budujmy świat, w którym można żyć szczęśliwie. Mateusz i Wandzia Mateusz i Paweł Mateusz i dawanie wsparcia Łódź 2011 Był taki moment, że chciałam zakończyć wolontariat. Byłam bardzo zmęczona i wydarzyło się wśród wolontariuszy coś, co było bardzo trudne. Pamiętam rozmowę z Mateuszem i to, że wówczas otwarcie nazywając różne trudne sprawy po imieniu, ryzykując, że straci wśród kolegów opinię „twardego faceta” zdecydował się mi pomóc. Zdecydowł się nie od razu, najpierw wyszedł wzburzony z gabinetu, później, po dziesięciu minutach wrócił. Mateusz często walczył sam ze sobą, potrafił analizować sytuację, OTWIERAŁ OCZY, POTRAFIŁ WYBRAĆ CZĘSTO TO, CO WAŻNE, A NIE TO, CO ŁATWIEJSZE. A jeśli czasem robił inaczej, to sam dostrzegał własne błędy, nazywał je i podejmował próby naprawy. Chciałabym, żeby nasze stowarzyszenie skupiało ludzi, którzy chcą budować własną hierarchię
wartości, dokonywać zgodnych z nią wyborów, którzy mogą popełniać błędy, ale potrafią je dostrzec i naprawić, a przede wszystkim CHCĄ DZIAŁAĆ SENSOWNIE I PODEJMOWAĆ
ODPOWEDZIALNOŚĆ ZA WŁASNE DECYZJE. Marynarka Mateusz i walka o sens Łódź, Besiekierz, Dmosin, Gdańsk 2010-2012 Nie zliczę wszystkich dyskusji z Mateuszem na temat wolontariatu, co jest sprawiedliwe, co nie, zebrań, na których występował czasem przeciwko opinii zdecydowanej większości. We wszystkich tych dyskusjach widać było,że naprawdę się angażuje, że stawia sobie pytania, nie „idzie na łatwiznę”. Chciał mieć wpływ na nasze zasady, rzeczywiście wspólnie je ustalać, butntował się, ale nie
lekceważył ich, nigdy nie było mu wszystko jedno. Nie przyzwyczaił się do zła, widział często jego przejawy bardzo przenikliwie. Pamiętam jedną z takich rozmów: właśnie wracaliśmy po „Nocy Muzeów” odprowadzałam Mateusza i jedną z wolontariuszek. Dyskutowali o życiu, o tym, jaka jest siłą dobra i zła. Mateusz był przejęty, widział wszystko w czarnych kolorach, gdy się go słuchało, można było odnieść wrażenie, że obraz świata jaki sobie stworzył wyprowadzi go gdzieś na bezdroża. Okazało się jednak, że było inaczej: niezgoda na zło pozwalała mu spojrzeć na swoją drogę jako na wyzwanie i znów odnajdywać w sobie ciepło, nadzieję i chęć pomocy, nawet gdy oficjalnie się do
tych uczuć nie przyznawał. Często przychodził do mnie by rozmawiać o sposobach pomocy ludziom, którzy byli dla niego ważni, starał się ich zrozumieć, a jednocześnie nie tolerował bierności, potulnej zgody na los, obłudy. Chciałabym, by nasze stowarzyszenie składało się z ludzi, którzy WSPÓLNIE USTALAJĄ WŁASNE ZASADY, CELE, NIE BOJĄ SIĘ MIEĆ INNEGO ZDANIA NIŻ WIĘKSZOŚĆ i nie stwarzają pozorów dla świętego spokoju, ZACHOWUJĄ WEWNĘTRZNĄ UCZCIWOŚĆ. Chciałabym, byśmy podobnie jak Mateusz wciąż na nowo starali się BYĆ SOBĄ. Kije Rękawice Dyskusja? Mateusz i powołanie stowarzyszenia Łódź, wiosna 2012 Dyskutowaliśmy nad powołaniem stowarzyszenia. Zawsze byłam temu przeciwna, widziałam w wyobraźni tony papieru i nie wierzyłam, byśmy byli w stanie zdobyć fundusze na naszą działalność. Mateusz w czasie jednej z podobnych rozmów przerwał mi i powiedział, że udowodni, iż zorganizowanie pieniędzy na jakąś istotną akcję jest możliwe. Udowodnił. W Dzień Matki matki mogły wejśc ze swoimi dziećmi na zawody motocyklowe za darmo, zaproszone zostały tez dzieciaki z pogotowia opiekuńczego przy Pawilońskiej, po zawodach było spotkanie z zawodnikami, oglądanie motocykli itp. Wymyślił projekt, przekonał władze klubu, znalazł sposorow w ramach Młodzieżowej Rady Miasta, w czasie Nocy Muzeów rozdawał przed Manufakturą ulotki. Chcemy korzystać w stowarzyszeniu z WIARY MŁODYCH LUDZI, ŻE MOŻNA DZIAŁAĆ SKUTECZNIE I ŻE WYSIŁEK WŁOŻONY W TO DZIAŁANIE PRZYNIESIE EFEKTY.
Mateusz zainspirował mnie i dodał odwagi by podjąć decyzję o powołaniu stowarzyszenia. W pewien sposób, choć powstało ono w rok po jego śmierci, JEST JEDNYM Z JEGO
ZAŁOŻYCIELI. Karolina Razem15 sierpnia 2012 około godziny piętnastej Mateusz odszedł od nas. Chciał zrobić zdjęcie stadionu, wspiął się w tym celu na stojący niedaleko wagon-cysternę. Nie wiedział, że pod trakcją elektryczną wytwarza się w taki dżdżysty dzień pole elektryczne - zginął na miejscu. Zdjęcie statku zrobił dzień wcześniej.
Okno Maszt Mateusz Kolad starał się „po ludzku przeżyć swe ludzkie życie”, wniósł w życie wielu ludzi dużo ciepła, refleksji i prawdy. I wnosi dalej; pamięć o nim inspiruje i wspiera. Joanna Cimoszko
P.S.
Do tych którzy znali Mateusza: tych wspomnień o Mateuszu, które mogą być dla nas źródłem siły i inspiracji jest we mnie i w wielu z Was jeszcze bardzo, bardzo dużo. Jeśli będziecie chcieli podzielić się nimi z nami - piszcie.